Rozdział dzisiaj ponieważ będę w sobotę zajęta.
Tu macie Link to drugiego ff TLK.
Szukam admina na tt nowego opowiadania.
Tu macie oficjalne tt In case @xincasex
PROSZE WAS KOMENTUJCIE BO SZCZERZE TO DAJE MOTYWACJE.
CZYTASZ -KOMENTUJESZ.
KOCHAM WAS I PRZEPRASZAM ZE MARUDZE NOOO XD
Justin Pov
Mineły dwie godziny.
Nie dostaliśmy jakiejkolwiek wiadomość.
Matt i Alex wspierali Jasmine, Jai siedział obok mnie, ale kiedy próbowałem nawiązać rozmowe, kazał mi się zamknąc ponieważ nic nie rozumiem.
Faktycznie, ten idiota nawet nie zna mojej przeszłość więc jakim prawem tak mówi? Czy on myśli, że miałem perfekcyjne życie? Nie, nie miałem. Straciłem dwie ważne dla mnie osoby, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Wszyscy mają głęboko w dupie, że już nigdy ich nie zobacze. Nikt.
John wyszedł godzinę temu ponieważ potrzebowali go w firmię, a mi kazał zostać. Nie rozumiem po co tu siedzę?
A może jednak wiesz.
Nie, nie wiem.
Straciłeś ją. Spójrz, Jasmine potrzebuje teraz wsparcia.
A ty jesteś pojebany.
Dobra Justin ogarnij się.
Wstałem z krzesła i skierowałem się do bufetu. Każdy z nas potrzebował kawy, ale nikt nie wpadł na ten inteligentny pomysł by ją kupić.
Kroczyłem powoli, mijając oddziały. Nie cierpię tego miejsca. Sam zapach przyprawia mnie o mdłości.
Zrobiłem kolejny krok, ale zatrzymał nnie głos pielegniarki.
- Pan Bieber. Miło Pana widzieć. - Przywitała się skiniem głowy, a ja po prostu nie chciałem z nią gadać. Serio, nawet w szpitalu mnie pamiętają.
Huh, a kto by mnie pamiętał. Rozjebałeś sale, więc...
- Dzień dobry. Mi także. - Odpowiedziałem, chowając dłonie do kieszeni.
- Jak się Pan czuję? - Zapytała. Na jej twarzy ujrzałem współczucie, ale nie potrzebowałem tego, bynajmniej nie po rok. Teraz to były tylko wspomnienia o których chciałbym zapomnieć. Mogli by być łaskawi i mi na to pozwolić.
Ja pierdole, jestem niezdecydowany. Raz narzekam, że nikt o tym nie mówi, a jak już zacznie to chce by zamknął morde. Gdzie tu cholerna logika.
- Dobrze. - Mruknąłem. Miałem nadzieję, że ta kobieta da mi święty spokój.
- A co Pan tu robi?-
Nie słyszałaś, że kurwa ciekawość to pierwszy, jebany stopień do piekła.
- Syn przyjaciółki przechodzi operacje, a teraz przepraszam, ale muszę iść. - Oddaliłem się, ale dobrze usłyszałem jak wymamrotała ciche "ironia losu".
Faktycznie, ironia, ale nic na to nie poradzę.
***
Każdemu podałem kawę i wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce. Nie siedziałem długo ponieważ już po chwili z sali wyszła mama Jasmine. Wszyscy zerwali się z miejsca, podchodząc do niej.
- Coż za miłe powitanie. - Mrukneła. Zawiesiła wzrok na mojej osobie i zapewne skojarzyła fakty, ale nie skomentowała tego. Następnie jej wzrok padł na córkę, która łkała w klatke Matt'a. - Nie płacz. - Położyła dłoń na jej ramieniu. - Mały miał zapaść. Jego płuco nie było jeszcze wystarczająco zdrowe by mógł samodzielnie, bez inhalacji, która odbywała się dwa razy dziennie, oddychać Jego stan nie był dobry, ale się udało. Jednak musiałam doprowadzić go do śpiączki. - Zakończyła swój monolog.
Dobrze znałem biologię dlatego wiedziałem o co chodziło. Jednak, przerażał mnie fakt, że 5-cio latek miał zapaść. Zerknąłem na reszte, stali, a ich wzrok był nieobecny. Jasmine padła na kolana i jeszcze raz popadła w histerie. Nie miałem ochoty na to patrzeć.
***
- Jeszcze jeden. - Mruknąłem do barmana, który napełnił pustą szklankę przezroczystym napojem i
dolała jakiegoś czarnego płynu. Wieczór w barze, samotnie z alkoholem, najlepsze co może być.
Wypiłem połowe trunku za pierwszym łykiem. Ktoś przesunął krzesło, które znajdowało się obok mnie, a po chwilo dłon tamtej osoby, wylądowała na moim udzie. Odwróciłem głowę. Nikita uśmiechała się w moim kierunku, drapiąc paznokciami moje spodnie.
- Pomóc w czymś słonko? - Zapytałem uprzejmie, oddalając się od jej dotyku.
- Nie. - Zachichotała i podniosła dumnie głowe. Wziąłem drinka do ręki i za jednym zamachem, opróżniłem go. Zeskoczyłem z barowego krzesła. Odwróciłem się plecami do Nikity, ale za nim ządrzyłem cokolwiek zrobić, poczułem jej pulchne, czerwone usta na moich. Uśmiechneła się kiedy ostatecznie postanowiłem nie odsuwać się. Nie całowałem nikogo od dłuższego czasu. Czułem dreszcze jak i pragnienie bliskość. Potrzebowałem tego.
Musisz dać komuś szanse.
Położyłem dłonie na jej biodrach, przybliżając nasze ciała bliżej siebie. Zaczeliśmy całować się w dość agresywny sposób kiedy mój język dotknął jej podniebienia. Chwyciłem jej uda, unosząc ją do góry, tak by oplątła mnie w pasie. Jej palce zaczeły bawić się moim włosami.
Raz się żyje.
- Bądź moja. - Wyszeptałem między pocałunkami.
***
Na drugi dzień wraz z Nikitą, szliśmy szpitalnym holem do Mike'a, trzymając się za ręce.
Jeśli nie zrozumieliście, wczorajszy wieczór sprawił, że jesteśmy razem. Dziewczyna od czasu do czasu zadawała mi głupie albo po prostu zbędne pytania.
- Justin, po co my tam idziemy? - Mrukneła, chowając kosmyk włsów za ucho.
Daj.mi.spokój.
- Mike miał wczoraj operacje, chce go odwiedzić. - Mruknąłem. - Nawet nie wiem czy się wybudził ze śpiączki. - Dodałem. Byłem sobą zawiedziony. To niby obce, denerwujące dziecko, ale jednak kiedy nazywa mnie tatą, czuję się lepiej. On strasznie przypomina mi Ethana, może dla tego z dnia na dzień zgodziłem się na naszą umowę. Był chyba najszczęśliwszym dzieckiem na świecie gdy mógł ze mną przebywać. Uśmiechał się jak szaleniec kiedy reagowałem na "tato". Co ja robię? To nie jest normalne. Znam go dwa tygodnie, a przywiązałem się do tego małego brzdąca.
Na swoją obronę!
Gdybyście spędzili z nim zaledwie kilka godzin, pokochalibyście go.
Zatrzymaliśmy się przed salą. Przez szklane drzwi ujrzałem John'a ,który stał oparty o ścianę. Był wpatrzony w Jasmine, która spała obok małego na łóżku, chyba spała. Chwyciłem za klamkę i otworzył drzwi, przepuszczając Nikite w drzwiach, jak wypadało. Czułem się niekonfortowo kiedy John, bez przywitania, zerknął na nasze splecione dłonie. Pod wpływem delikatnego huku jaki towarzyszył przy zamykaniu drzwi, Jasmine odwróciła się w naszą stronę. Tak jak mój brat, pierwsze na co zwróciła uwagę to moja dłoń. Przeklnąłem w myślach na siebie, że wpadłem na tak głupi pomysł, by przyprowadzić ze sobą szatynkę.
Cholera.
- O mój boże. Skarbie wyglądasz strasznie. - Ciemnowłosa musiała skomentować wygląd Jasmine. Przyjrzałem się jej. Wcale nie wyglądała strasznie. Prawda miała opuchnietę, czerowne oczy, rozczochrane włosy, makijaż był na całej jej twarzy, a usta przypominały siny kolor, ale nie wyglądała źle, nadal była śliczna.
- Gdybyś siedziała tu od 17 godzin, też nie wyglądała byś jak pierdolona księżniczka fiona za dnia. - Warkneła, wstając z łóżka by związać włosy w koka. Nadal stałem cicho, ale nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć. - Mike obudził się w nocy i pytał o Ciebie, Justin. - Jasmine dodała, podchodząc do John'a i prosząc go by przyniósł jej jedynie kawe, kiedy zaproponował całe śniadanie. Puściłem dłoń Nikity by usiąść na krześle obok łoża malucha. Spał słodko odwrócony w moją stronę. W jego prawej dłoni była wbita kroplówka, a do klatki piersiowej przyczepione były te dziwne kółeczka dzięki, którym maszyna pokazywała bicie jego serca.
- Dlaczego miałby pytać się o mojego chłopaka, co? - Moja kochana dziewczyna (Mam nadzieję, że czujecie ten sarkazm), zapytała, tupiąc nogą o podłogę.
Dlaczego nie możesz się zamknąc?
- Bo mały uważa mnie za swojego tatę, ponieważ bardzo mu go przypominam. - Wytłumaczyłem, wpatrując się w spokojną twarz mojego małego Mike'a. Nikita olała po całości moją odpowiedź, a jedynie zawiesiła się na mnie, chowając głowę w mojej szyi.
- Przyniosłem Ci także kanapki bo od wczoraj tylko palisz. - John warknął w stronę Jasmine, ale w ten opiekuńczy sposób kiedy ponownie pojawił się w sali.
***
- Tata? - Cichy głosik przerwał naszą wspolną rozmowę z resztą, dwie godzinu później. Zerknąłem na Mike'a, który otworzył oczy, rozglądając się po sali.
- Tak? - Spytałem, siadając obok niego. Mały próbował odpiąć od siebie urządzenie by móc wstać, ale przeszkodziłem mu w tym. - Musisz mieć to na swojej wyrobionej klacie stary. - Zaśmiałem się, czochrają go po głowię. Brunet uśmiechnął się w moją stronę, wyciagąjąc ręce bym wziął go na kolana i tak zrobiłem.
- Tato, ale to nie wygodne. - Mruknął, wypychając dolną wargę do przodu. Ułożył głowę na mojej klatce, wysyłając buziaka w stronę Jasmine, która pokazała jak go chwyta. - Mamo, co to za Pani? - Zapytał, spoglądając na Nikite, która była, na rzut oka, zirytowana naszym zachowaniem. Oplątłem Mike'a w pasie i położyłem podbródek na czubku jego głowy.
- To moja dziewczyna. - Powiedziałem i szczerze, czułem się dziwnie, wypowiadając te słowa. Maluch w ekspresowym tempie obrócił się w moją stronę, marszcząc brwi.
- A co z mamą? - Pisnął i zszedł z moich kolan. - Mama nie powinna być sama. - Dodał, wchodząc pod kądre. Zakrył się nią po samą szyje, odwracając się przodem do ściany, tym samym tyłem do nas.
Nie dał nam nawet szansy by cokolwiek mu wytłumaczyć o ziastniałej sytuacji kiedy warknął.
- Nie chce z wami gadać. Idzcie sobie.
- Mike kochanie. - Zaczeła Jasmine, kucając obok nas. - Tatuś kocha Nikitę. - Kocha, kobieto ja ją prawie nie znam, właśnie to czemu z nią jestem? -I dzięki niej będzie szczęśliwy. Ja jestem najszczęśliwsza z nas wszystkich. - Dodała, a mały spojrzał na nią smutnym wzrokiem. - A wiesz dlaczego? - zapytała, przyciągając moją uwagę w największym stopniu. - ponieważ mam wspaniełego synka, który posiada najzabawniejszą rodzinę na świecie. Mój kochany synek ma niesamowitego i kochanego tate. - Niesamowity i kochany. Masz o mnie takie zdanie? - Cholernie głupiego wujka Jai'a, nieznośnych wujków czyli Matt'a i Alex'a, a także troszczącego się o nas John'a ,który także jest twoim wujkiem. Nie zapomnijmy o babci, która Cię zastrzeli przez strach jaki nam wczoraj zafudowałeś. - Zaśmiała się, całując jego czoło.
***
Jasmine Pov:
Mike zasnął wtulony w misia którego dostał kilka godzin temu od Jai'a. Mój przyjaciel jednak nie mógł długo zostać ponieważ po kłótni z Justin'em, został wywalony ze szpitala. Jai zaczął wrzeszczeć na Justin, że ten nie potrafi kupić swojemu, cytuje, "rodzonemu synowi", zabawki. Debil chyba za bardzo wkręcił się w tą szopkę. Po słowach szatyna, Justin, moim zdaniem, wpadł w szał. Na moje szczęście przyszła pielęgniarka i miło poprosiła Jai'a, jego ponieważ Justin jest uważany za ojca adopcyjnego od kiedy Mike nie chcący nazwał go tak przy lekarzu, o wyjście jednk tylko ochrona poradziła sobie z jego charakterem.
Nikita pożegnała się z nami kilka godzin temu. Nie obeszło się bez kłótni zakochanych ponieważ Justin chciał zostać .
Nawet nie wyobrazicie sobie jaki szok przeszłam kiedy zobaczyłam ich rano, za rękę. Nie wiem czemu, ale poczułam się tak źle i bezwartościowo. Przez kilka pieprzonych lat walczyłam o jego miłość do mnie, a mojej przyjaciółce udało się to zrobić w jeden wieczór. Jestem aż tak beznadziejna? Czego mi do kurwy brakuje? Wyglądamy prawie identycznie, tylko ona woli ubierać się jak tania szmata, a ja jak najwygodniej. Może jestem grubsza, mam za małe piersi, zbyt płaski tyłek? Nie wiem kurwa, po prostu nie wiem. Co mnie obchodzi ich związek?
A co jeśli nadal ten cholerny gnojek coś dla mnie znaczy? Co jeśli nadal go kocham?
- Przestań tyle myśleć bo się przegrzejesz. - Odwróciłam się w stronę Justin, który niósł dwie kawy. Uśmiechał sie delikatnie kiedy podarował mi plastikowy kubeczek z czarnym płynem.
- Nie przegrzeje się. - Odpowiedziałam, a następnie wziełam łyk napoju. Natychmiast odłożyłam go na stolik i wstałam kiedy oparzyłam się w jezyk. Śmiech Justin'a rozniósł się po sali. Czas przestał gnać kiedy ten zapomniany dzwięk dotarł do mnie. Był czymś czego mogłam słuchać o każdej porze dnia, w każdym humorze, a nawet w najgorszych momentach mojego życia.
- Dupek? - Spytałam ironicznie, pokazując mu środkowy palec.
- Dupek. - Zgodził się, wytykając język w moją stronę. Zaśmiałam się z jego zachowania by po chwili podejść do niego. Wykonałam gest jakbym chciała kopnąć go w brzuch. Brunet chwycił moją nogę, powodując utratę równowagi przez co upadłam z hukiem na ziemię, a ten idota zaraz poleciał na mnie. Na szczęście w pore wyprostował dłonie więc omineło nas uderzenie naszych twarzy. Powinnam być wściekła, ale tak po prostu wybuchnełam śmiechem. Czułam się jak za czasów dzieciństwa kiedy próbowałam za wszelką cenę zbliżyć się do tego pacana i zazwyczaj lądowaliśmy w takieej pozycji.
- Idiotka.
- Palant.
- Zołza.
- Debil.
Po naszej krótkiej wymianie zdań, Justin zaczął mnie łaskotać, a ja nie miałam pojęcia skąd u niego nagle ta sympatia. Śmiałam się najgłośniej jak potrafiłam. Piszczałam jak pięcioletnia dziewczynka.
- Bawicie się beze mnie? - Przestaliśmy kiedy usłyszeliśmy piskliwy głosik mojego aniołka.